28 kwietnia 2017

O emocjach ciąg dalszy

Pisałam poprzednio o wyrażaniu emocji i o tym co się dzieje, gdy je tłumimy. O potrzebie rozmawiania o emocjach. Jednak uświadomiłam sobie później, że nie napisałam co to w ogóle są emocje. W naszym języku używa się kilku słów dotyczących emocji – nastrój, uczucia, afekt – a o czym tak naprawdę jest mowa gdy mówimy o wyrażaniu emocji? Spróbuję pokrótce wyjaśnić te pojęcia.

  • Emocje – to pojęcie jest najtrudniejsze w zdefiniowaniu. Hasło emocja w słowniku psychologii Reberów zaczyna się od słów: „z historycznego punktu widzenia termin ten okazał się całkowicie oporny wobec prób zdefiniowania go”. Jak widzicie, nie mamy łatwo. Samo słowo emocja wywodzi się z łaciny (emovere) i oznacza poruszać, pobudzać. Czyli najprościej – to jest taki stan, który nas pobudza, dostarcza motywacji do jakiegoś działania. Energia, którą można wykorzystać, albo skierować przeciwko sobie. Myślę, że intuicyjnie każdy z was jest w stanie wymienić co najmniej kilka stanów emocjonalnych – złość, radość, smutek… Co wam jeszcze przychodzi do głowy? Wrócimy do tego za chwilę.
  • Uczucia – to słowo jest nieco rzadziej używane fachowo. Psychiatrzy i psychologowie najczęściej posługują się terminami: emocje, nastrój i afekt. Chociaż niektóre koncepcje psychologiczne wprowadzają rozróżnienie pomiędzy uczuciami i emocjami. Generalnie bywa różnie, w zależności na jaką teorię popatrzeć. Czasami używa się słów uczucia i emocje zamiennie. Czasami też mówiąc o uczuciach można mieć na myśli wrażenia sensoryczne, takie jak odczuwanie bólu albo ciepła. Najczęściej jednak uczucia rozumiane są jako bardziej złożone stany emocjonalne, często o charakterze społecznym, takie jak miłość, przyjaźń, czy uczucia patriotyczne (emocje są wtedy rozumiane jako coś bardziej pierwotnego, podstawowego).
  • Nastrój – jest to bardziej rozległy, długotrwały stan emocjonalny. Na przykład mogę być cały dzień w dobrym nastroju. Co to znaczy? Mimo niewielkich wahań i pojawiania się różnych emocji, ogólnie w ciągu tego dnia dominują u mnie emocje pozytywne. Pojęcie nastroju używane jest fachowo w kontekście zaburzeń nastroju, czyli inaczej zaburzeń afektywnych – takich jak np. depresja.
  • Afekt – czasami używa się tego słowa zamiennie z nastrojem lub emocjami. Zaburzenia afektywne to zaburzenia, w których występują zaburzenia emocji. W psychiatrii jednak słowo afekt najczęściej oznacza obserwowaną ekspresję emocji. Używa się takiego pojęcia jak „dostosowany” albo „niedostosowany” afekt, czyli prawidłowa (lub nie), dostosowana do sytuacji ekspresja emocjonalna.

Wróćmy do emocji. Paul Ekman, psycholog i ekspert w dziedzinie badań emocji i ich ekspresji, wyróżnił kilka emocji podstawowych, czyli takich, które są doświadczane i rozpoznawane przez wszystkich ludzi na świecie. Są to: złość, smutek, strach, wstręt i radość. W niektórych opracowaniach pojawia się jeszcze zaskoczenie i pogarda. Pozostałe emocje są bardziej złożone, składają się z emocji podstawowych i mogą zależeć od czynników kulturowych. To mogą być takie stany emocjonalne jak np. ciekawość, rozpacz, wstyd, duma, oburzenie, zazdrość… można by długo wymieniać, bo różnych emocji jest naprawdę dużo. Gdy się nad tym zastanowimy, często jest dla nas zaskoczeniem jak wiele tak naprawdę czujemy. Jest w nas taka różnorodność emocji, że często mamy trudności ze zidentyfikowaniem ich i nazwaniem. W poprzednim wpisie pisałam o tym dlaczego jednak warto.

Myślę, że każdy zna podział emocji na pozytywne i negatywne. Chciałabym się chwilę nad tym zastanowić. Pozytywne emocje to takie, które są przyjemne, które chcemy odczuwać i do których dążymy. Na przykład radość, nadzieja, pożądanie, entuzjazm, duma, ciekawość, ulga. Oczywiście jest ich więcej. Negatywne emocje to takie, które są nieprzyjemne, które wywołują w nas dążenie do tego, żeby danej emocji nie odczuwać dłużej. Na przykład złość, smutek, wstręt, wstyd, strach, itd. Jest to dość prosty podział. Ja jednak nie lubię za bardzo samego określenia „negatywne”. Weźmy taki przykład: 
  • Tomasz bardzo intensywnie pracował i wykonał świetny projekt. Jego szef wybrał jednak gorszy projekt Piotra, tylko dlatego, że Piotr z większą energią i charyzmą wykonał prezentację. Tomasz poczuł silną złość. Włożył w ten projekt bardzo dużo pracy i nie chciał, żeby poszła na marne. Poszedł do szefa, przedstawił swój projekt raz jeszcze, jaśniej pokazał jego zalety. Szef zobaczył, że istotnie wdrożenie pomysłów Tomasza będzie bardziej korzystne dla firmy, wybrał więc jego projekt. Gdyby Tomasz nie poczuł złości, nie rozpoznał tej emocji i nie wykorzystał energii, którą w ten sposób zyskał, nie poszedłby do szefa i nie osiągnąłby zamierzonego celu. Czy w takiej sytuacji złość faktycznie jest negatywna?
  • Inny przykład: gdy umiera osoba bliska, czujemy głęboki smutek. Czy odczuwanie tego smutku jest negatywne? Jest na pewno bardzo nieprzyjemne, często nie do zniesienia. Ale co by było, jeżeli nie czulibyśmy smutku w ogóle? Obojętność? Radość? Odczuwanie radości po stracie bliskiej osoby wydaje się być bardziej negatywne… 
Oczywiście to rozróżnienie na pozytywne i negatywne emocje jest potrzebne i nie chodzi mi o to, żeby z niego rezygnować. Chodzi mi o to, żeby skłonić was do refleksji. Te przykłady są znacznym uproszczeniem, ale oddają to, o co mi chodzi. Wszystkie emocje mogą być potrzebne i użyteczne, ale pod warunkiem, że je doświadczamy. To znaczy odczuwamy „tu i teraz”. W pierwszym przykładzie – jeżeli Tomasz miałby w zwyczaju tłumienie złości, nie poszedłby do szefa. Wróciłby do domu rozgoryczony i sfrustrowany. Być może nakrzyczałby na córkę lub nie odzywał się do nikogo, powodując niezręczną atmosferę w domu. Oczywiście mogła zdarzyć się sytuacja, że szef po wysłuchaniu go i tak nie przyjąłby jego projektu. Ale wtedy Tomasz wróciłby do domu z przekonaniem, że zrobił co w jego mocy. Powiedziałby o swojej złości żonie, poczuł jej wsparcie i ostatecznie ta sytuacja nie odbiłaby się negatywnie na jego życiu. 

Przychodzi mi do głowy jeszcze jeden przykład, trochę na innym poziomie. Nasze życie kiedyś się kończy. Każdy człowiek kiedyś umrze. Zwykle o tym nie myślimy, odsuwamy to od siebie. Ale każdy z nas nosi głęboko w sobie pewien rodzaj egzystencjalnego lęku przed śmiercią. Lęku przed tym, że nasze życie kiedyś się skończy i będziemy musieli się z tym zmierzyć. Albo że nie zdążymy. Uświadomienie sobie tego lęku jest bardzo trudne. Ale świadomość skończoności naszego życia jest największą motywacją jaką mamy. Bo chcemy zdążyć. Co by było, gdybyśmy żyli wiecznie i nie musieli w ogóle martwić się własną śmiertelnością? Moglibyśmy bez trudu odkładać w nieskończoność to, co tak naprawdę jest w życiu najważniejsze. Moglibyśmy bez trudu tracić czas. Być może niektórzy się ze mną nie zgodzą i powiedzą, że mając nieskończoną ilość czasu można by naprawdę wiele osiągnąć. Ale spróbujcie zajrzeć w siebie i zobaczyć, czy przypadkiem to, co każdy z osobna nazywa poczuciem sensu swojego życia nie jest w jakiś sposób związane z jego skończonością. 
W takim razie lęk – który nas motywuje, dodaje energii do działania i powoduje, że się zastanawiamy nad swoim życiem, że się rozwijamy, że zależy nam na tym, żeby zostawić po sobie coś wartościowego – czy to jest emocja pozytywna, czy negatywna?


21 kwietnia 2017

Jak to jest z tymi emocjami


Jak to jest z tymi emocjami? Po co je wyrażać? Po co na nie w ogóle zwracać uwagę? A może da się na nie wpływać i w ten sposób poprawić jakość swojego życia?

Bardzo często w pracy – ale nie tylko – spotykam się z osobami, które nie mówią o swoich emocjach. Czasami wydaje się, że nie tylko nie mówią, ale także w ogóle ich nie zauważają. Tak jakby emocje nie miały dla nich znaczenia. Ktoś mógłby powiedzieć, że być może dla niektórych faktycznie nie mają znaczenia. Ale przyjrzyjmy się emocjom od strony biologicznej. 

Emocje są bardzo ważnym elementem funkcjonowania zarówno ludzi, jak i zwierząt. Układ limbiczny, czyli część mózgu odpowiedzialna w dużej części za regulację emocji, jest ewolucyjnie starszą, podkorową strukturą, która jest dobrze rozwinięta u zwierząt. Emocje mają przede wszystkim funkcję informacyjną. Strach informuje nas o zagrożeniu, złość informuje o tym, że ktoś działa na naszą niekorzyść, że znajdujemy się w niekomfortowej dla nas sytuacji. Radość informuje o tym, że sytuacja jest dla nas dobra, że dobrze byłoby w niej zostać. Wstręt informuje o tym, że czegoś nie powinniśmy jeść, bo może nam zaszkodzić. Tak jest u zwierząt i tak przez długi czas było u ludzi. W obecnych czasach niektóre emocje mogą być pozostałością dawnego trybu życia – np. wiele osób odczuwa silny strach przed wężami, który był potrzebny do przeżycia w dżungli, natomiast nie pełni już swojej funkcji w wielkim mieście. Mimo to, w dalszym ciągu emocje pełnią ważne funkcje w naszym życiu. Odcinając się od nich, odwracamy się od ważnego źródła informacji na temat nas samych i naszego życia. Emocje mają swój udział w podejmowaniu decyzji – zaczynając od najprostszych, takich jak w co się dzisiaj ubrać, kończąc na tych najważniejszych, dotyczących przebiegu naszego życia. Emocje pomagają nam nawiązywać relacje z ludźmi, a pełne ich doświadczanie ułatwia czerpanie radości z życia. 

Naturalne dla człowieka jest wyrażanie emocji wprost – dzieci nie zastanawiają się czy okazać złość albo smutek, po prostu to robią. W toku wychowania uczymy się panować nad naszymi emocjami, ekspresja emocjonalna staje się mniej widoczna dla otoczenia. Uczymy się też rozpoznawać nasze emocje i ich źródła. Czasami jednak pod wpływem trudnych doświadczeń życiowych przekonujemy się, że stłumienie emocji bardziej się opłaca. Na przykład gdy dziecko jest bite lub zaniedbywane, uczy się, że wyrażanie emocji nic nie daje, a wręcz pogarsza sprawę. Często wypieranie emocji było dla nas adaptacyjne i pomocne w przedłużających się trudnych czy traumatycznych okolicznościach, ale gdy te okoliczności się zmieniły (np. staliśmy się dorośli, samodzielni i sami decydujemy o sobie, albo udało nam się uwolnić z toksycznej relacji, albo po długim czasie samotności i bycia zdanym tylko na siebie znajdujemy bratnią duszę), wtedy takie automatyczne, wyuczone unikanie emocji tylko nam szkodzi. Różne sytuacje w życiu mogą sprawić, że nie doświadczamy naszych emocji w pełni, że nie chcemy dopuścić ich do świadomości. Czasami tak jest po prostu łatwiej. Nie zastanawiamy się co czujemy, bo jeszcze odkryjemy coś, co nam się nie spodoba. Albo mówimy sobie, że nie ma sensu rozgrzebywać starych ran. Tylko że wtedy te prawdziwe emocje – strach, bezsilność, złość – zostają wyparte, ukryte, ale nie znikają. 

Nie da się emocji pozbyć tak łatwo – po prostu o tym nie myśleć, zapomnieć, żyć dalej. To tak nie działa. Te emocje, których nie dopuszczamy do siebie, których nie przepracujemy, nie nazwiemy, one dalej w nas siedzą i przybierają różne kształty: 
  • Czasami zmieniają się w inne emocje – złość na innych może zmienić się w złość na siebie i niską samoocenę, lęk w sytuacji doznanej krzywdy może zmienić się w złość na cały otaczający świat, złość może zmienić się we wstyd lub smutek, itd. 
  • Czasami te wyparte emocje mogą zmienić się w zachowania – np. w prowokowanie innych do awantur, nadmierne podejmowanie ryzyka lub perfekcjonizm i trudność w „odpuszczeniu sobie”. 
  • Bardzo często wyparte emocje odkładają się w ciele – bolą nas plecy, czujemy ciągłe napięcie w karku i ramionach, pojawiają się bóle brzucha, biegunki, bóle głowy, ściskanie w gardle, możemy nie czuć za dobrze jakiejś części ciała lub może pojawić się poczucie odcięcia od własnego ciała. A przecież łatwiej jest pójść do lekarza i zrobić serię badań niż dopuścić do świadomości bezradność, frustrację albo lęk przed śmiercią (chociaż oczywiście badać się trzeba). 
Konsekwencja jest taka, że cierpimy z powodu różnorodnych dolegliwości fizycznych, chodzimy poirytowani, nie rozmawiamy z partnerem o emocjach, więc później drobnostka może wyprowadzić nas z równowagi, zamiatamy sprawę pod dywan, a później nie możemy w nocy spać, albo rzucamy się w wir pracy i nie możemy się zatrzymać, bo czujemy, że wtedy rozsypalibyśmy się na kawałki. Przychodzi też taki moment, w którym tych dawnych, nagromadzonych emocji jest już za dużo i czara się przelewa. Wtedy pojawia się całkowite załamanie – w formie napadu płaczu, depresji, psychozy, napadu szału, myśli lub prób samobójczych. Większość z nas nie dochodzi do tego momentu, bo rozładowujemy część emocji – podczas sportu, seksu, kłótni. Najlepszym jednak sposobem jest po prostu rozmawianie o emocjach. Uświadomienie sobie tego co się odczuwa, nazwanie tego i wypowiedzenie. Dlaczego to działa? Ponieważ część kory przedczołowej mózgu odpowiedzialna za racjonalną analizę doświadczenia emocjonalnego ma hamujące działanie na układ limbiczny. Więc gdy dopuścimy emocję do świadomości i zidentyfikujemy ją, zaczynamy ją odczuwać coraz słabiej. Dodatkowo, rozmawianie o swoich emocjach z drugą osobą (ale nie w kłótni) zwiększa poczucie bliskości i tym samym zacieśnia relacje. 

Zastanawiając się nad swoimi emocjami, czasami warto też poświęcić chwilę czasu na przemyślenie źródła tej emocji: 
  • Czemu jestem zła na dziecko i mam ochotę na niego nakrzyczeć? Być może faktycznie zachowało się niegrzecznie albo złośliwie. Albo być może zupełnie przypadkowo rozlało szklankę wody i nic się nie stało, a ja jestem zła, bo szef upokorzył mnie w pracy? 
  • Czemu czuję się zupełnie beznadziejny gdy zająłem drugie miejsce w zawodach? Może rodzice w dzieciństwie zawsze chcieli, żebym był najlepszy, na pierwszym miejscu i teraz gdy to się nie udało, czuję się tak, jakbym zawiódł ich oczekiwania? 
W zidentyfikowaniu prawdziwych, pierwotnych emocji, nazwaniu ich, doświadczeniu i przepracowaniu może pomóc nabranie wprawy w rozmawianiu o emocjach. To jest umiejętność, którą można wyćwiczyć. Czasami, gdy te emocje są za trudne, żeby poradzić sobie z nimi samemu, może w tym pomóc psychoterapia. 

Dalszy ciąg o emocjach już niedługo, więc zapraszam do śledzenia bloga i facebooka :)

18 kwietnia 2017

Życie w pędzie


Za czym oni wszyscy tak gonią? - usłyszałam takie pytanie w rozmowie. No właśnie – za czym? Z czego rezygnują osoby, które żyją w ciągłym pędzie: za karierą, za pieniędzmi, za idealnym partnerem... za szczęściem? Czy to nie właśnie z tego prawdziwego szczęścia rezygnują? Bo jak można czuć się w pełni szczęśliwym nie mając czasu na to, żeby na chwilę przystanąć, rozejrzeć dookoła i po prostu cieszyć się swoim szczęściem, swoim życiem. Może więc warto czasami się zatrzymać, zrobić sobie filiżankę ulubionej herbaty, usiąść w wygodnym fotelu, wziąć dziecko na kolana i zwyczajnie się odprężyć.

Mówi się, że aby coś osiągnąć wystarczy bardzo mocno tego chcieć. Warto jednak zastanowić się nad słowami z tego zdania, które mogą okazać się zgubne – co to znaczy „osiągnąć” i „chcieć”? Żyjemy w kulturze osiągnięć. Od przedszkola osiągnięcia są ważne. Rodzice chwalą za wygranie konkursu na najlepszy rysunek, za zaśpiewanie piosenki lepiej niż inne dzieci, za wspaniały popis w przedstawieniu, itp. W szkole nauczyciele i rodzice zachęcają do osiągnięć. Trzeba być lepszym, żeby lepiej napisać test, żeby dostać się do lepszej szkoły, żeby wygrać, żeby dostać się na dobre studia, żeby mieć dobry zawód i dużo pieniędzy. Zamiast pobiegać za piłką, pośmiać się z młodszą siostrą lub pomóc koledze, który złamał rękę, lepiej uczyć się do olimpiady albo iść na dodatkowe lekcje angielskiego, bo przecież bez tego nic się nie osiągnie. Współczesne społeczeństwo duży nacisk kładzie na ambicję. Słyszy się często „Mam ambicję, żeby zostać prawnikiem.” albo „Mam ambicję, żeby wygrać ten konkurs.” A jak często słyszymy „Mam ambicję, żeby być dobrym człowiekiem”? Prawda jest taka, że w dzieciństwie i w okresie dorastania uczymy się trybu życia, schematów, według których żyjemy jako dorośli. Są to automatyzmy, którymi się kierujemy. Mówimy, że tacy już jesteśmy, że mamy ambicje, że życie w pędzie i w dążeniu do osiągnięć daje nam satysfakcję. Kończymy szkołę z wyróżnieniem na świadectwie, kończymy najlepsze studia, harujemy w pracy, żeby dostać awans, pniemy się po szczeblach kariery, aż w końcu… No właśnie, co jest na końcu? Na końcu jest etap życia, w którym podsumowujemy to, co działo się do tej pory, dokonujemy bilansu życiowego, jesteśmy starsi, schorowani, nie mamy już sił, żeby biegać tak jak do tej pory. Mamy więc dużo więcej czasu na refleksję, na bycie z samym sobą, na konfrontację ze sobą. A teraz niech każdy z was zastanowi się jakie chcecie mieć wspomnienia i jaki bilans życia jak będziecie w wieku 80 lat. Co wtedy będzie dla was ważne? Czy ten wygrany konkurs albo kolejny zdobyty certyfikat będą miały znaczenie? 

Życie w pędzie, nakierowane na osiągnięcia wiąże się także z poczuciem szybko upływającego czasu. Nagle orientujemy się, że nie wiadomo kiedy upłynęło 20 lat. Albo 50. W zasadzie niewiele się wydarzyło, a czas leci w takim tempie, jakby rok trwał miesiąc. Dlaczego tak się dzieje? Odpowiedź jest dość prosta. Jeżeli nasze zajęcia są bardzo jednorodne – praca, dom, praca dom, to z perspektywy czasu wspomnienia zlewają się w jedną całość i powstaje poczucie, że te 30 lat pracy minęło jakby to był rok. Jeżeli natomiast podejmujemy wiele różnorodnych aktywności – pracujemy, ale też jeździmy z dziećmi na weekendowe wycieczki, spotykamy się z przyjaciółmi, poświęcamy trochę czasu na hobby, uczymy się gotować, uprawiamy sport, jeździmy na wakacje, znajdujemy czas na relaks i refleksje, to wtedy gdy patrzymy wstecz, widzimy że wydarzyło się wiele rzeczy, wspomnienia nie zlewają się w jedno, mamy poczucie dobrze wykorzystanego czasu, który upłynął w swoim własnym tempie, a nie tak ekspresowo jak w pierwszym przypadku. Jaki z tego wniosek? Rzucając się w wir pracy przegapiamy swoje życie, narażamy się na doświadczenie dnia, w który siądziemy na werandzie patrząc na swoje prawnuki i z przerażeniem odkryjemy, że nie za bardzo wiemy gdzie się podziały ostatnie 50 lat naszego życia. To co piszę, może wydać się przesadą, ale chodzi mi o to, żeby pokazać jak ważne jest zatrzymanie się i znalezienie swojego szczęścia „tu i teraz”. Jeżeli będziemy pędzić za szczęściem, oczekując że dogonimy go za rok, za dwa albo za dwadzieścia, to z łatwością możemy go przegapić.

Zaczęliśmy od tego, że aby coś osiągnąć wystarczy bardzo mocno tego chcieć. A co z tym słowem „chcieć”? Generalnie nie ma w nim nic złego gdy wyraża nasze potrzeby. Niestety często słowa „chcę” i „muszę” używane są zupełnie na opak. „Chcę być lepszy niż Piotrek”, „Chcę mieć duży dom”, „Chcę wygrać”. Bardzo często tego typu zdania odzwierciedlają potrzeby bycia zauważonym, podziwianym, akceptowanym, kochanym. To jest coś, czego brakuje, ale do czego bardzo trudno jest przyznać się wprost. Rzadko mówimy: „Chcę, żebyś mnie przytulił”, „Chcę żebyś mniej mnie krytykowała, bo nie czuję się akceptowany”. Bardzo często mamy skłonności do ignorowania, niezauważania naszych prawdziwych potrzeb. Nie wyrażamy ich, ale oczekujemy, że inni je zaspokoją. Denerwujemy się, gdy ci inni widzą to samo co my – czyli nie widzą naszych potrzeb. Podobnie jest z zamienianiem „chcę” na „muszę”. „Muszę iść dzisiaj do fryzjera”, „Muszę ugotować obiad dla dzieci”. A czy nie lepiej byłoby powiedzieć „Chcę iść do fryzjera” - bo przecież chcę ładnie wyglądać. „Chcę jeszcze ugotować obiad” - bo przecież kocham swoje dzieci i chcę, żeby zjadły porządny posiłek. 

Myślę, że warto się nad tym zastanowić. Dopiero kiedy poznamy swoje prawdziwe potrzeby, będziemy wiedzieli co jest nam potrzebne do znalezienia szczęścia. Inaczej skąd mielibyśmy wiedzieć jak coś zrobić, skoro nie wiemy co to jest?