21 stycznia 2019

Rozważania o schizofrenii

Pisząc ten artykuł myślałam o tym jak wiele mówi się i pisze obecnie na temat zdrowia psychicznego, różnorodnych problemów, których możemy doświadczyć w sferze psychicznej. Cieszy mnie fakt, że coraz więcej jest dostępnych, rzetelnych i pomocnych publikacji, blogów i materiałów z których mogą skorzystać zarówno osoby cierpiące jak i ich bliscy. Zwiększa się również ilość miejsc w których można uzyskać konkretne wsparcie (np. Centra Zdrowia Psychicznego). Istnieją również Stowarzyszenia, Fundacje i Kluby zrzeszające osoby, które doświadczyły kryzysu psychicznego oraz tych wszystkich, którzy mają serce i chęci aby działać na rzecz zapobiegania stygmatyzacji oraz dezinformacji w obszarze kryzysu psychicznego. Przychodzi na myśl, że świat jest być może nieco bardziej przyjaznym miejscem dla osób chorych psychicznie. Jednakże wydaje się wciąż aktualne i potrzebne zwiększanie informacji na temat zdrowia i choroby w obszarze myśli, emocji i zachowań. Ważna jest również Twoja postawa wobec problemu choroby psychicznej oraz osób które się z nią zmagają. Twoje zachowanie i słowa również kształtują rzeczywistość.

Schizofrenia jest chorobą, która wpływa na sposób odbierania świata, siebie oraz związków między sobą a otoczeniem. Objawy mogą być różnorodne, jednak wyodrębniono pewne charakterystyczne zmiany w obrębie poszczególnych funkcji psychicznych. Jednymi z opisywanych objawów są różnego rodzaju doznania zmysłowe, czyli halucynacje (np. słuchowe, wzrokowe, dotykowe), które nie mają swojego źródła w rzeczywistości. Objawy choroby dotykają także często treści myślenia - pojawiają się wówczas pod postacią przekonań i sądów o fałszywej treści, często trudnych do zmiany. Mówimy wtedy o urojeniach. Niekiedy towarzyszy im odczucie niepokoju, lęku i napięcia emocjonalnego. Zaburzenia myślenia mogą odnosić się do sposobu wypowiedzi oraz zdolności adekwatnego i zrozumiałego porozumiewania się. Choroba dotyka także sfery uczuć, co może przejawiać się w postaci osłabienia reakcji emocjonalnych bądź ich niedostosowania do kontekstu sytuacyjnego. Doświadczane przeżycia chorobowe mogą przejawiać się także poprzez zmianę zachowania (mimiki, gestów), a także utratę zdolności do przeżywania przyjemności. Niejednokrotnie opisane objawy powodują wycofanie, zamykanie się osoby w jej wewnętrznym świecie przeżyć oraz ograniczenie kontaktów społecznych.

Przyczyny schizofrenii nie są do końca rozpoznane. Wskazuje się na wpływ wielu czynników biologicznych, uwarunkowania psychospołeczne, a także wrażliwość na zranienie oraz stres. Obecnie dzięki leczeniu farmakologicznemu oraz oddziaływaniom terapeutycznym i środowiskowym istnieje możliwość zmniejszenia uciążliwości i ustąpienia objawów oraz poprawy komfortu życia. Doświadczenie kryzysu psychicznego nie zawsze pozbawia szansy i nadziei na satysfakcjonujące życie zawodowe i rodzinne. Osoby po doświadczeniu kryzysu psychicznego angażują się we wsparcie i pomoc innym potrzebującym w roli asystentów zdrowienia. Ich doświadczenie okazuje się istotnym i bezcennym wkładem w działania pomocowe współczesnej psychiatrii, o czym można poczytać tutaj  


Warto przytoczyć 10 tez utworzonych przez Program „Schizofrenia – otwórzcie drzwi” :

1. Schizofrenia jest chorobą (powoduje cierpienie, wymaga kompleksowego leczenia, jest wydarzeniem losowym – może dotknąć każdego), 
2. Schizofrenia jest zaburzeniem wielowymiarowym (dotyka wielu sfer życia), 
3. Schizofrenia jest nie tylko chorobą ale także doświadczeniem osoby i jej najbliższych, 
4. Schizofrenia nie jest chorobą dziedziczną (choć czynniki genetyczne mają wpływ na podatność na zachorowanie), 
5. Schizofrenia nie jest chorobą nieuleczalną (choć niektóre osoby chorują całe życie), 
6. Są osoby chorujące na schizofrenię – nie ma „schizofreników” (można dostrzec zdrowe i chore aspekty funkcjonowania u każdej chorej osoby), 
7. Chorujący na schizofrenię nie przestaje być człowiekiem, osobą, obywatelem – jak każdy z nas, 
8. Chorujący na schizofrenię nie zagrażają innym bardziej niż osoby zdrowe:

„Większość czynów agresywnych i zabronionych przez prawo dopuszczają się zdrowi, a nie chorzy. Względna częstość czynów przeciw zdrowiu i życiu w grupie chorych na schizofrenię nie jest znacząco większa niż w populacji ogólnej(…) Osoby chore przeżywają najczęściej poczucie zagrożenia, wycofują się, a ryzyko samobójstwa znacznie przewyższa ryzyko agresji z ich strony”. (de Barbaro, Ostoja-Zawadzka, Cechnicki, 2005) 
9. Chorujący na schizofrenię oczekują szacunku, zrozumienia i pomocy, 
10. Schizofrenia rzuca światło na pytania egzystencjalne wspólne chorym i zdrowym. 


Jak pomóc osobie w kryzysie? Jak zareagować w sytuacji spotkania osoby w kryzysie? Nie wiem czy istnieje jedyny słuszny sposób reakcji – każda sytuacja, podobnie jak każdy z nas, jest specyficzna i wyjątkowa. Wydaje się, że bezpieczeństwo, szacunek, godność, podmiotowość, empatia, odruch i instynkt serca mogą być cennymi drogowskazami. Pamiętam scenę zaobserwowaną na przystanku autobusowym we wczesnych godzinach porannych. Zima oraz szczypiący policzki mróz uporczywie dawały się we znaki. Na przystanku przysiadł mężczyzna. Sprawiał wrażenie zdezorientowanego i zagubionego. Odruchowa reakcja stojącej obok kobiety bardzo mnie poruszyła. „Proszę Pana jest zimno, nie może Pan tu zostać. Czy jest ktoś kogo chciałby Pan powiadomić? Pomogę Panu znaleźć bezpieczne miejsce”. Czasem nawiązanie kontaktu i zawiadomienie bliskich lub innej formy pomocy może być reakcją ratującą zdrowie i życie.


W momencie wystąpienia kryzysu pojawia się wiele trudnych i intensywnych emocji takich jak:
lęk, niepokój, smutek, bezradność, poczucie beznadziejności, odrzucenia, dezorientacji czy zagrożenia.

W takich momentach szczególnie istotna i pomocna może być:
  • Akceptacja („masz prawo przeżywać kryzys”, „to nie Twoja wina”, „nie ma nic złego w proszeniu o pomoc”).
  • Uznanie cudzego doświadczenia - zrozumienie i odzwierciedlanie emocji („widzę i słyszę, że cierpisz/boisz się/złościsz/ jest ci smutno/ trudno”, „widzę Twoje cierpienie, współczuję Ci i jest mi przykro”).
  • Zadbanie o poczucia bezpieczeństwa (nazywanie tego co dzieje się tu i teraz, opisanie możliwych działań tj. telefon do bliskich, wezwanie służb ratunkowych).


Niekiedy w chwilach kryzysu osobom cierpiącym trudno jest określić swoje potrzeby i poprosić o wsparcie nawet jeśli są to nasi bliscy. Na jednym z blogów poświęconych tej tematyce zapytano osoby zmagające się z kryzysem psychicznym o to, co chciałyby usłyszeć w chwili zwątpienia. Przedstawiam wybrane wypowiedzi:
  • “Nie jesteś sam.”
  • “Jest dla Ciebie nadzieja. Jesteś wartościowym i cennym człowiekiem.”
  • “Nie rozumiem w pełni Twojej choroby. Ale nadal jesteś ważny.”
  • “Trudno mi Cię zrozumieć, ale widzę Twoje cierpienie. Współczuję Ci i jest mi przykro.”
  • “Zawsze możesz ze mną porozmawiać, wypłakać się. A gdy nie możesz mówić, bo boli za bardzo, po prostu będę obok.”
  • „Będę razem z Tobą, gdy choroba będzie Cię osaczała.“
  • “Jestem przy Tobie, więc się nie martw i płacz do woli.”
  • “Próbuję zrozumieć jak się czujesz.”
  • “Będę z Tobą i pomogę Ci walczyć.”
  • “Wiem, że te smutne chwile i złe słowa to tylko choroba, a nie twoja dusza. Pokonamy to razem.”
  • “Radzisz sobie najlepiej jak potrafisz, jesteś dzielny.”
  • “Wierzę ci, że nie zmyślasz.”
  • “To nie twoja wina.”
  • “Nie ma nic złego w proszeniu o pomoc.”
  • “Jesteś światu potrzebny. Nawet jeśli teraz nie potrafisz tego dostrzec.”
  • “Nie jesteś porażką.”
  • “Jesteś silny w swojej słabości.”

Należy pamiętać, aby nie obiecywać niczego, czego nie można spełnić i wyrażać to, co jest szczere i pozostaje w zgodzie z Tobą. Czasami pełna akceptacji i zrozumienia obecność oraz uważność są czymś bezcennym.

Miejsca, w których można uzyskać wsparcie lub informacje:



Źródła:

- Amelia Gruszczyńska „Co potrzebuje usłyszeć osoba z diagnozą zaburzenia psychicznego w chwili zwątpienia” blog : porcelanoweaniołki.pl

- de Barbaro, B., Ostoja-Zawadzka, K., Cechnicki, A. (2005). Możesz pomóc. Poradnik dla rodzin pacjentów chorych na schizofrenię i zaburzenia schizotypowe. Kraków: Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego.

- Gilliland Burl, James Richard. (2010). Strategie interwencji kryzysowej. Warszawa: Wydawnictwo Edukacyjne PARPAMEDIA.



Ewelina Wiśniewska



20 października 2017

O asertywności część 2 - Komunikat Ja

Pisałam ostatnio o tym czym jest asertywność oraz czym różni się od uległości i agresji (zapraszam do zapoznania się z poprzednim artykułem). Teraz chciałabym opowiedzieć wam krótko o jednej z bardziej podstawowych rzeczy w asertywności, czyli o stosowaniu „komunikatów Ja”. Dla wielu osób brzmi to dość tajemniczo, ale sprawa jest tak naprawdę dość prosta. Żeby zachować się asertywnie i nie atakować innych, warto mówić o sobie – o swoich emocjach, swoich opiniach i swoim odbiorze rzeczywistości, a nie o tej drugiej osobie. Gdy mówimy komuś co zrobił lub co czuje, naturalną reakcją drugiej strony jest zaprzeczanie i obrona. Trudno się wtedy dogadać, nawet jeżeli mamy rację.

Podam prosty przykład: gdy powiemy komuś „wkurzasz mnie”, sugerujemy, że to ta osoba robi coś, co wywołuje naszą złość. Nawet jeżeli faktycznie tak jest, ta osoba czuje się atakowana i dlatego będzie się bronić. Może odpowiedzieć np. „wcale cię nie wkurzam” i awantura gotowa. A przecież nasza emocja – w tym przypadku złość – jest NASZĄ emocją. MOJĄ. To JA ją czuję, nie ktoś inny mi ją dał z zewnątrz. Jeżeli powiem o tym co ja czuję, a nie o tym co ktoś zrobił, nie jest już tak łatwo zaprzeczyć. Jeżeli powiem „zezłościłam się, kiedy to powiedziałeś”, to jak można by zaprzeczyć? Przecież ktoś mi nie powie, że się nie zezłościłam, nie zaprzeczy też raczej temu co powiedział. Może natomiast sprostować to, co miał na myśli lub przedyskutować to, co wywołało we mnie złość. Uff, udało się uniknąć kłótni.

Wiadomo, że nie zawsze jest idealnie – czasami ja zachowam się asertywnie, a ktoś inny odpowie agresją. Na to już niewiele możemy poradzić. Ale gdy zachowujemy się asertywnie jesteśmy pewni że nie atakujemy, nie jesteśmy agresywni, a więc możemy mieć czyste sumienie. 

Jeszcze jedna ważna wskazówka – warto przestać używać słów takich jak „zawsze” i „nigdy”. Nikt nie zachowuje się w określony sposób zawsze. Można mieć swój określony sposób reagowania i zachowywać się jakoś zazwyczaj, ale w 99% przypadków słowo „zawsze” wypowiedziane w kłótni nie jest prawdą. Jak mówimy coś takiego, również naturalną i spontaniczną reakcją jest obrona. Od razu chce się powiedzieć „wcale nie zawsze”. A przecież pewnie w ogóle nie o to chodzi.

Podam jeszcze kilka przykładów, żeby rozjaśnić o co chodzi. Spróbujcie powiedzieć je sobie na głos i zobaczcie jakie uczucia wywołuje w was każde z tych stwierdzeń. Co mielibyście ochotę odpowiedzieć, jeżeli usłyszelibyście coś takiego?

1. „Ty zawsze zostawiasz brudne skarpetki na podłodze! Wiecznie muszę po tobie sprzątać!” 
„Zezłościłam się gdy zobaczyłam twoje brudne skarpetki na podłodze już trzeci raz w tym tygodniu. Wiesz przecież, że nie lubię bałaganu, a nie chcę po tobie sprzątać gdy jestem zmęczona.” 

2. „W kółko jemy to samo. Twoja kuchnia jest okropna. Czemu nigdy nie ugotujesz nic dobrego?” 
„Rozumiem, że się starasz i dziękuję ci, że dla mnie gotujesz. Ta potrawka z kurczaka jednak nie za bardzo mi smakuje. Może mogłabyś od czasu do czasu ugotować coś innego?” 

3. „Jak mogłeś znowu zapomnieć o moich urodzinach? Nigdy o niczym nie pamiętasz. Tobie chyba w ogóle na mnie nie zależy.” 
„Jest mi przykro, że nie złożyłeś mi życzeń urodzinowych. Co się stało, że nie pamiętałeś?” 

Spróbujcie zrobić sobie takie ćwiczenie. Przez najbliższe kilka dni, gdy będziecie mieli ochotę powiedzieć coś o kimś: np. „denerwujesz mnie”, „sprawiasz mi przykrość”, „stresujesz mnie”, „zawstydzasz mnie”, spróbujcie zamienić to na komunikat „Ja”: „zezłościłam się”, „jest mi przykro”, „stresuję się”, „wstydzę się”. Zobaczycie, różnica będzie ogromna!


25 sierpnia 2017

O asertywności część 1 – uległy, agresywny czy asertywny?



Do napisania tego posta skłoniło mnie zetknięcie się z opinią, że nie warto być asertywnym, ponieważ osoby asertywne są „chamskie i nikt ich nie lubi”. Najpierw się zdziwiłam, potem doszłam do wniosku, że być może stwierdzenie to całkiem nieźle oddaje powszechne przekonanie o tym czym jest asertywność. A tak naprawdę jest zupełnie czymś innym.

Większości ludzi asertywność kojarzy się z mówieniem „nie”. Najlepiej stanowczo. Nie ważne co się dzieje z drugą osobą, trzeba postawić na swoim. Jeżeli tak zdefiniowalibyśmy asertywność, faktycznie osoba asertywna raczej nie byłaby lubiana. Taki pogląd o asertywności to tylko jedna jej strona, co bez tej drugiej strony daje niepełny i nieprawdziwy obraz. Asertywność to faktycznie obrona własnych granic (m.in. mówienie „nie”, ale też dużo więcej), ale również (a może nawet przede wszystkim) poszanowanie cudzych granic. Jeżeli w swojej obronie naruszamy czyjeś granice (np. poprzez bycie „chamskim”), to już nie jest asertywność. Jest ogromna różnica pomiędzy asertywnością i agresją.

W kontakcie z drugim człowiekiem możemy przyjąć trzy różne postawy: uległą, agresywną lub asertywną. Gdy jesteśmy ulegli, pozwalamy innym przekraczać nasze granice. Przykładowo: zgadzamy się na coś, na co nie mamy ochoty, pozwalamy komuś na siebie krzyczeć, mimo że mamy chęć wyjść albo coś odpowiedzieć, nie reagujemy gdy ktoś pcha się na nas w autobusie, rezygnujemy z czegoś, na czym nam zależało, itp. Przykładów jest dużo. Uległa postawa często wynika z lęku przed odrzuceniem, potrzeby aprobaty ze strony innych, chęci uniknięcia konfliktów lub czasami po prostu z grzeczności. Konsekwencją jest jednak często poczucie krzywdy, niesprawiedliwości, frustracja, złość. W dalszej kolejności tracimy poczucie własnej wartości, zdarzają nam się wybuchy agresji, ryzykujemy pogorszeniem bliskiej relacji.

Natomiast gdy jesteśmy agresywni, znajdujemy się po tej drugiej stronie. Naruszamy granice innych. Na przykład: wymuszamy na kimś zrobienie czegoś, na co on nie ma ochoty, prosimy o coś, ale nie dopuszczając możliwości odmowy, stawiamy na swoim raniąc czyjeś uczucia, mówimy komuś co ma robić i w jaki sposób. Taką postawą zrażamy do siebie innych, ranimy ich, wchodzimy w ciągłe konflikty, często mamy poczucie winy, ryzykujemy utratą szacunku do siebie i do innych ludzi. Agresywna postawa wynika z lęku przed tym, że nasze potrzeby nie będą zaspokojone, z chęci wyładowania złości lub zwrócenia na siebie uwagi. Często jest też reakcją na sytuacje, w których inni ludzie przekraczają nasze granice, czyli zachowują się agresywnie wobec nas. Ale gdy reagujemy agresją na agresję, znajdujemy się w błędnym kole, w spirali agresji, którą ciężko jest zatrzymać. A może warto zareagować inaczej?

Gdy jesteśmy asertywni, bronimy własnych granic i stawiamy na swoim, mając na uwadze granice i godność drugiej osoby. Nie wymuszamy, nie szantażujemy, nie krzyczymy, nie obrażamy innych, ale mówimy o swoich odczuciach i potrzebach. Mniej ranimy innych, a za to odzyskujemy kontrolę nad własnym życiem. Realizujemy swoje potrzeby, zachowując szacunek do innych i do samego siebie. Asertywność wcale nie jest prosta. Gdy inni przekraczają nasze granice, „wchodzą nam na głowę”, to większość z nas ulega i nie broni się wcale lub broni się, ale zapominając na moment o szacunku do tej drugiej osoby. Nie twierdzę, że asertywnym trzeba być absolutnie zawsze w każdej sytuacji, ale warto jest uświadomić sobie możliwość wyboru własnej postawy i podejmować ten wybór świadomie.

O tym jak być asertywnym, jak postępować w zgodzie ze sobą nie raniąc jednocześnie innych napiszę w następnych postach, zachęcam więc do subskrybowania lub śledzenia mojego facebooka.



6 lipca 2017

Co to znaczy być sobą?



Dzisiaj będzie krótko, bo głównie w formie pytania. Co to znaczy być sobą? Skąd wiesz, kiedy jesteś sobą?

Ludzie w ciągu swojego życia wchodzą w różne role, które pozwalają nam definiować to, kim jesteśmy. Gdyby mnie ktoś zapytał kim jestem, odpowiedziałabym, że jestem człowiekiem, kobietą, córką, partnerką, psychoterapeutą, jeszcze trochę studentką (choć już inaczej niż jak byłam na studiach), przyjaciółką... i mogłabym pewnie jeszcze wymieniać. A Ty kim jesteś?

Każdy na to pytanie odpowie inaczej. Każdy ma swoje role, jedne ważniejsze, definiujące nas, inne mniej ważne, poboczne. I też inaczej zachowujemy się w każdej z tych ról. Inni jesteśmy przy dzieciach, inni w pracy, inni gdy jesteśmy sami, inni z teściową... Czasem nakładamy maski, nie jesteśmy w pełni sobą. Czasem całe życie chodzimy z taką maską i pojawia się pytanie – po czym wtedy poznać, kiedy jesteśmy sobą? Czy to, że inaczej zachowujemy się sami, a inaczej w pracy, to oznacza, że w pracy nie jesteśmy sobą? A może jak nałożymy maskę, to jest to też część nas?

Ktoś mógłby powiedzieć, że jestem sobą wtedy, kiedy dobrze się czuję z tym co robię. Zgodzę się, ale może nie do końca? Przecież negatywne emocje też są częścią życia i częścią nas samych. A co z sytuacją, kiedy w dzieciństwie ktoś nas wtłoczył w jakieś role i teraz w tej roli czujemy się najbezpieczniej, ale też pozostaje poczucie, że być może to nie jest do końca nasze, że to nie jestem do końca ja? Najbliżej mi jest do stwierdzenia, że jestem sobą wtedy, kiedy postępuję zgodnie ze swoimi wartościami. Ale co jeśli moją wartością jest moja prywatność, więc ciągle przy ludziach noszę maskę?

Spotkałam się też z opinią, że być sobą oznacza samodzielne podejmowanie decyzji, odpowiedzialność za siebie i swoje życie. Zgadzam się, bo przecież trudno jest być sobą jeśli nie podejmujemy żadnych decyzji, jeśli ktoś żyje naszym życiem za nas. Ale z drugiej strony, jeśli ktoś nam pomoże w podjęciu decyzji, albo jeśli jesteśmy od kogoś zależni finansowo, to czy to oznacza, że już nie jesteśmy sobą?

Zadaję takie trochę prowokujące pytania, żeby zmusić was do refleksji. Nie dam wam gotowej odpowiedzi, bo dla każdego bycie sobą oznacza co innego. Jak to jest u was? Jak dokończylibyście zdanie:
Jestem sobą, gdy …..........



8 czerwca 2017

Emocje w relacjach, czyli kilka słów o treningu interpersonalnym


Pisałam już kiedyś o wyrażaniu i nazywaniu emocji. O tym po co są i co dają. Nie chcę się powtarzać, więc dzisiaj będzie o wyrażaniu emocji w relacjach. Chodzi więc nie tylko o to, żeby te emocje zidentyfikować, ale też o to, żeby wiedzieć co się ze mną dzieje w reakcji na innych ludzi i jak inni ludzie reagują na mnie.

Uczestniczyłam ostatnio w treningu interpersonalnym i chciałabym podzielić się z wami swoimi refleksjami. Pierwsza rzecz – jeśli ktoś zapyta czy warto, to moim zdaniem zawsze warto. Trening interpersonalny jest szkoleniem, którego głównym celem jest nauczenie się języka emocji – ale nie tych emocji odległych, z przeszłości, tylko tych doświadczanych tu i teraz. I nie chodzi tylko o emocje silne, zalewające, które ciężko jest przegapić, ale o te, które kierują naszym zachowaniem na co dzień, a z których zwykle nie zdajemy sobie sprawy.

Procesy emocjonalne są bardziej pierwotne (i w związku z tym szybsze) niż myślenie. Biologicznie, w interakcjach z ludźmi najpierw pojawia się emocja, później myśl, a później może się pojawić jeszcze inna, silniejsza, łatwiej zauważalna emocja w reakcji na tę myśl. 
Posługiwanie się językiem emocji łatwiej będzie to pokazać na przykładzie: 

Weźmy taką sytuację: nasz przyjaciel mówi nam, że wczoraj był na imprezie, a dzisiaj oblał egzamin. To, co zauważamy w sobie jako pierwsze, to myśl, która może nam się pojawić, np.: „nie powinien był iść na imprezę dzień przed egzaminem, oblał na własne życzenie”. Gdy tak pomyślimy, możemy poczuć złość na przyjaciela, że sam sobie jest winny, a teraz przychodzi do nas załamany. Ale jaka emocja pojawiła się wcześniej? Co było pierwszą reakcją, co spowodowało, że w ogóle zastanawiamy się nad tą sytuacją? Możecie odpowiedzieć – nic, po prostu tak pomyślałem. Ale myśl pojawia się w reakcji na emocję, na jakiś motyw, który nami kieruje. Bo przecież moglibyśmy równie dobrze w ogóle się nad tym nie zastanawiać. Zaczynamy myśleć i analizować i ostatecznie się złościć, na przykład dlatego, że przyjaciel jest dla nas ważną osobą i czujemy troskę o niego. Martwimy się, że po raz kolejny oblał egzamin. Albo już kilka razy próbowaliśmy mu pomóc i gdy słyszymy, że znowu oblał, możemy poczuć bezradność. Albo czujemy złość na to, że mimo naszych starań w udzielaniu mu korepetycji, on to zmarnował (marnując też nasz czas) i poszedł na imprezę. Tyle możliwości. Ogrom różnych motywów może kryć się za myślami, które się w nas pojawiają. 

Zobaczcie teraz co się dzieje dalej z tą relacją. Jeśli zatrzymamy się na myśli i złości, która była reakcją na tę myśl, możemy odpowiedzieć przyjacielowi: „no tak, znowu imprezowałeś, więc nie dziw się, że nie zdałeś egzaminu”. Przyjaciel się obraża i mamy konflikt. A nawet jeśli się nie obrazi, to nie zbliżamy się do niego. Nawet jeśli naszym motywem jest troska, dajemy wyraz tylko złości. A jeśli zastanowimy się przez chwilę, spróbujemy poczuć co za tym stoi, co się w nas kryje, nie tylko lepiej poznamy siebie, ale łatwiej nam będzie w relacji. Mamy możliwość zbliżyć się do przyjaciela. Jeśli powiemy, że za naszą reakcją stoi sympatia, bezradność lub troska, przyjaciel lepiej nas zrozumie, zobaczy, że jesteśmy dla niego życzliwi i nasza relacja ma szansę być głębsza, bardziej prawdziwa, autentyczna. 

Trening interpersonalny między innymi tego właśnie uczy, ale nie tylko. Daje możliwości zobaczenia siebie z innej perspektywy, nauczenia się jak otwierać się przed innymi, jak zamienić ocenę w emocję i bliskość. Uczy skutecznej komunikacji, budowania i stawiania granic osobistych, rozpoznawania swoich potrzeb i emocji, dzięki czemu możemy żyć będąc sobą. Bo przecież nie ma nic lepszego niż życie w zgodzie ze sobą i doświadczanie w pełni tego co się dzieje w naszych relacjach. 

Trening nie jest terapią. Nie dotyczy spraw z przeszłości, nie jest właściwy dla osób leczących się psychiatrycznie lub będących w głębokim kryzysie. Jest rozwojem osobistym, doświadczeniem życiowym otwierającym na siebie, na innych ludzi, na świat. 
„Bądź sobą, każdy inny jest już zajęty” 
Bardzo zachęcam do udziału w treningu. To jest doświadczenie, którego nie da się opisać, trzeba go samemu przeżyć. Doświadczyć na sobie i samemu zobaczyć ile jeszcze w życiu mamy możliwości, z których nie zdawaliśmy sobie sprawy. 

Byłam, widziałam, doświadczyłam, więc z pełną świadomością mogę polecić: http://treninginterpersonalny.pl/

31 maja 2017

O słuchaniu


Czasami mam wrażenie, że ogromnej ilości konfliktów, nieporozumień i wynikającego z nich cierpienia można by uniknąć, gdyby ludzie zaczęli wzajemnie się słuchać. Ale nie tak jak zwykle słuchać i zaraz zapominać. Albo słuchać i interpretować zgodnie ze swoim punktem widzenia. Tylko słuchać i spróbować naprawdę kogoś usłyszeć. Zrozumieć to, co mówi nie z własnej perspektywy, tylko z perspektywy tej osoby.

Ludzie generalnie posługują się schematami, automatyzmami. Dotyczy to całego naszego życia, nie tylko relacji z ludźmi. Gdy uczymy się czytać albo jeździć samochodem, początkowo wszystko wykonujemy świadomie, koncentrując się na każdym szczególe, powoli przechodząc do trybu automatycznego. Nabieramy wprawy i przestajemy się zastanawiać. Jest to niezwykle przydatna cecha naszego mózgu. Wyobraźcie sobie co by było, gdybyśmy musieli nad wszystkim co robimy zastanawiać się tak, jakbyśmy robili to po raz pierwszy. Byłoby ciężko, prawda?

Tak samo jest w relacjach z ludźmi. Nie wchodzimy w każdą relację tak, jakby to było po raz pierwszy. Nie nawiązujemy każdej rozmowy z bliskimi w taki sposób, jakbyśmy widzieli ich pierwszy raz w życiu. Mamy pewien określony, wyuczony sposób widzenia ludzi i świata, którym posługujemy się na co dzień. Coś w rodzaju filtra, przez który przepuszczamy to, co mówią do nas ludzie. Interpretujemy to, co słyszymy przez pryzmat naszych wcześniejszych doświadczeń z ludźmi. Tworzymy sobie wstępne założenia, które chronią nas przed doznaniem krzywdy, zazwyczaj ułatwiają nam życie, ale też utrudniają nam zobaczenie sytuacji z perspektywy drugiej osoby. Zdecydowanie przeszkadzają nam też w zauważeniu, że ta druga osoba może się zmieniać.

Spróbujcie przypomnieć sobie sytuacje, w których wasz rozmówca zaczynał coś mówić i już wiedzieliście co powie dalej. Większość osób ma takie sytuacje, bo będąc z kimś blisko często możemy przewidzieć co ta osoba ma do powiedzenia. Ale! Co jeśli ta osoba pracuje nad sobą, próbuje się zmieniać, usłyszała coś dla niej nowego, wzięła do siebie twoje wcześniejsze uwagi albo z jakiegokolwiek innego powodu chciała tym razem powiedzieć coś innego? Jeśli dopowiemy sobie w myślach to, co nam się wydaje że druga osoba chce powiedzieć, to przestajemy słyszeć. Nawet jeśli powie co innego, to nasz mózg zapamięta to, co sobie pomyśleliśmy, a nie to co usłyszeliśmy. Efekt jest taki, że każda z osób ma wrażenie, że rozmowa była o czymś innym i konflikt gotowy.

Inny przykład. W trakcie okresu dorastania wyrabiamy sobie różne przekonania, takie wewnętrzne schematy, np. że „mama się czepia”, albo „ojcu na mnie nie zależy”. Każdy ma inne (bardziej lub mniej pozytywne). Ten schemat przez lata utrwala się i reagujemy zgodnie z nim. Zwykle jak ktoś się nas czepia, to tak naprawdę oznacza, że przekracza nasze granice, reagujemy więc złością, relacja robi się napięta, pojawiają się konflikty. Co się dzieje, gdy taki schemat „mama się czepia” zostanie nam w dorosłym życiu? Być może mama już zdążyła zauważyć, że jesteś dorosły, stara się szanować twoje granice, ale gdy cokolwiek powie, to automatycznie włącza się stary schemat: „Na pewno znowu się czepia, więc po co miałbym jej słuchać?”

Jeszcze inny utrudniający nam relacje schemat pojawia się, gdy mamy wiele negatywnych doświadczeń z przeszłości. Gdy rodzice źle nas traktują, w szkole jesteśmy prześladowani, na studiach nie mamy znajomych, szef w pierwszej pracy ciągle krzyczy... Jak wtedy komuś zaufać? Skoro w naszym doświadczeniu większość ludzi miała złe intencje, to jak można uwierzyć, że ktoś nowo poznany może mieć inne? Bardzo trudno taki schemat przełamać, wydaje się to bardzo ryzykowne, bo przecież po raz kolejny możemy trafić na osobę, która nas skrzywdzi. Ale posługując się takim schematem, wciąż nie potrafimy innych usłyszeć.

Ostatni przykład, to sytuacja, w której za bardzo koncentrujemy się na sobie, żeby usłyszeć drugą osobę. Jesteśmy skupieni na swoim cierpieniu, na swoich argumentach i nie widzimy tego, że z perspektywy drugiej osoby sytuacja wygląda inaczej. Że być może nie miała złych intencji, być może postąpiła najlepiej jak na tamten moment potrafiła. Że też cierpi. Czasami nasuwa nam się stwierdzenie „Ale mnie jest gorzej, ja cierpię bardziej”. Po pierwsze, skąd to wiesz? Jesteś tego pewien na 100%? Po drugie, czy tak naprawdę ma znaczenie, kto cierpi bardziej? Obie strony chcą być wysłuchane i zrozumiane, a zamiast tego licytujemy się kto ma gorzej.

Mam świadomość tego, że czasami jest trudno oderwać się od siebie i swojego punktu widzenia. Mnie też czasami jest trudno. Ale być może warto na chwilę się zatrzymać i posłuchać. Bez uprzedzeń, założeń, przewidywania, interpretacji i oczekiwań. Spróbować zobaczyć świat oczami drugiej osoby. Praktycznie nic nie ryzykujemy, a zyskujemy szansę na bliską relację, na zażegnanie konfliktu. I być może druga strona odwdzięczy się tym samym.
„Kiedy ktoś naprawdę cię słyszy i wcale przy tym nie osądza, nie próbuje brać za ciebie odpowiedzialności ani cię kształtować, jest to cholernie dobre uczucie. (…) Kiedy ktoś mnie wysłucha, mogę zobaczyć mój świat w całkiem nowym świetle i pójść dalej. To zdumiewające, jak na pozór nierozwiązywalne problemy nagle dają się rozwiązać, gdy ktoś cię słucha.” - Carl Rogers



18 maja 2017

Stres kontra motywacja

Zastanawialiście się kiedyś dlaczego niektóre rzeczy przychodzą wam łatwiej, a za niektóre jakoś nie możecie się zabrać? Czemu jedno sprawozdanie jest prościej napisać niż inne? A może zdarza wam się mieć mało czasu i zdążyć ze wszystkim, a gdy czasu jest więcej, to jakoś niewiele udaje się zrobić? Odpowiedź na pytanie „dlaczego” nigdy nie jest szczególnie prosta, ale myślę, że związek pomiędzy poziomem stresu i motywacją odgrywa tu całkiem sporą rolę.

Stres jak wiadomo bywa różny. Czasami stresujemy się tylko minimalnie, a czasami stres całkowicie nas przytłacza. Czasami daje nam kopa do działania, a czasami powoduje bóle brzucha i migreny. Od czego to zależy? Generalnie związek pomiędzy stresem a motywacją (ale też wydajnością) jest bardzo prosty – ma kształt odwróconej litery U. Oznacza to, że do pewnego momentu, im większy odczuwamy stres, tym większa jest nasza motywacja do zmniejszenia go, czyli wykonania zadania. Jeżeli nie stresujemy się w ogóle, to nasza motywacja jest niewielka. To jest taka sytuacja, kiedy za bardzo nam nie zależy, albo nie będzie żadnych konsekwencji jeśli tego zadania nie wykonamy. Jeśli nam zależy albo możemy doświadczyć przykrych konsekwencji, to czujemy stres. Obawiamy się, że może nam się nie udać, albo że pojawią się jakieś czynniki zewnętrzne, które nam przeszkodzą. Stres jest w takim przypadku pozytywny, zwiększa naszą motywację. Podobnie jest jeśli mamy dużo do zrobienia w krótkim czasie. Stresujemy się, że możemy nie zdążyć, poziom motywacji rośnie i od razu zabieramy się do działania. Jeśli mamy do zrobienie niewiele i mamy dużo czasu, to nie mamy powodu do stresu. Czasu jest dużo, więc nie będzie żadnych konsekwencji, jeśli jeszcze przez chwilę odpoczniemy, albo zajmiemy się czymś innym. 

A co jeśli poziom stresu jest zbyt wysoki? Jest taki moment, w którym stres zaczyna nas przytłaczać i nasza motywacja spada. Czujemy, że sytuacja jest za trudna, wręcz nie do zniesienia. Obowiązków jest tak dużo lub w takim stopniu przerastają nasze możliwości, że rezygnujemy całkowicie i nie robimy nic. Gdy taki stan utrzymuje się dłużej, może się to objawiać różnie – silnymi dolegliwościami fizycznymi, wyczerpaniem organizmu lub nawet depresją.

Jaki z tego wniosek? Nie należy bać się stresu. Stres jest naszym motorem do działania. W rozsądnej dawce jest nam bardzo potrzebny, dodaje motywacji do pracy. Jeśli ciężko jest nam się za coś zabrać, brakuje nam motywacji – to nawet jeśli przyczyny tego stanu mogą być różne, zwiększenie poziomu stresu może nam pomóc. Przykładowo, jeśli masz coś napisać, ale termin jest odległy i trudno jest ci wziąć się do pracy, spróbuj ustalić z szefem / promotorem / wydawcą jakiś bliższy termin oddania części tego tekstu. Albo jeśli jest coś, co musisz zrobić w domu, ale ciągle to odkładasz, spróbuj pomyśleć o przykrych konsekwencjach, które czekają cię, jeśli tego nie zrobisz – na przykład niezapowiedziani goście mogą wpaść w odwiedziny i zobaczyć tą niezamalowaną od dawna plamę na ścianie, albo żonie będzie przykro jeśli kolejny miesiąc nie zawiesisz obrazu na ścianie.

Trzeba jednak pamiętać o tym, że życie w długotrwałym, silnym stresie generalnie jest szkodliwe. Stres jest rodzajem napięcia, które jeśli utrzymuje się za długo, ostatecznie przekracza możliwości naszego organizmu, w skrajnych przypadkach prowadząc do różnych chorób fizycznych i psychicznych. Dlatego jeśli czujemy, że stres jest za duży, zbyt obciążający, warto spróbować go obniżyć. Czasami może wydawać się to trudne, ale zwykle jednak jest możliwe. Są różne możliwości zredukowania poziomu stresu – poprzez aktywność fizyczną, znalezienie czasu na odpoczynek, rozmowę z kimś bliskim lub różne techniki relaksacyjne i oddechowe. 

Najlepiej nam służy optymalny poziom stresu. Nie za duży, tak żeby nie był szkodliwy i nie za mały, żebyśmy nie stracili motywacji. I najlepiej nie przez cały czas, tak żebyśmy mogli mieć czas na odpoczynek, rozrywkę i relacje z bliskimi, a dzięki temu na regenerację naszych sił. A co to znaczy ten optymalny poziom stresu? Dla każdego jest to co innego. Nie da się wyznaczyć norm, ponieważ dla jednej osoby odezwanie się w gronie znajomych może być silnie stresujące, a dla drugiej wystąpienie przed setkami ludzi nie stanowi problemu. Dlatego każdy może wsłuchać się w siebie, w swoje ciało i znaleźć odpowiedź na to pytanie.